Największą wartością w życiu są ludzie [ROZMOWA]

2018-10-06 14:00:00(ost. akt: 2018-10-08 20:48:38)
Wojtek: Adrian (po lewej, w bluzie) włożył mi w rękaw bluzy zwinięty ręcznik, żeby wyglądało realistycznie.

Wojtek: Adrian (po lewej, w bluzie) włożył mi w rękaw bluzy zwinięty ręcznik, żeby wyglądało realistycznie.

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Działacz społeczny i konferansjer imprez rozrywkowych i charytatywnych. Zawsze uśmiechnięty, pełen pozytywnej energii, zawsze chętny do niesienia pomocy. W czerwcu tego roku uległ poważnemu wypadkowi. Dziś sam potrzebuje pomocy. O życiu po wypadku, walce o powrót do sprawności i o wielkiej sile ludzkich serc rozmawiamy z Wojtkiem Wasilewskim.
Wojtku, 12 czerwca Twoje życie wywróciło się do góry nogami. Co pamiętasz z tego tragicznego dnia?
— Pamiętam pobudkę na bloku pooperacyjnym - leżałem na plecach, byłem przykryty kołdrą po klatkę piersiową, w związku z czym odwróciłem się w prawo, żeby sprawdzić, czy faktycznie chirurg posłuchał mojej prośby i zrobił wszystko co w swojej mocy, żeby tę rękę uratować. Pozostałem przytomny aż do narkozy. Błękitna koszula, która rozdarła się jak skóra pod nią, nie traciła swego koloru na rzecz czerwieni mojej krwi, zaś jadąc w łóżku między SORem, a blokiem operacyjnym, lekarz z ciekawości sprawdzając czucie i umiejętność poruszania palcami zmiażdżonej kończyny, mocno się zdziwił, na widok dłoni wprawionej w ruch. "Unieruchomcie ją całym żelastwem, jakie tylko uda wam się znaleźć, niech następne lata spędzę na rehabilitacjach, zróbcie wszystko, żebym mógł w przyszłości trzymać w rękach moje nienarodzone dzieci" - taką teatralną przemowę niesiony mocą morfiny wypowiedziałem chirurgowi prowadzącemu, ale w odpowiedzi usłyszałem jedynie "Nie mogę tego panu obiecać". Podniosłem głowę i zobaczyłem, że ręka wcale nie kończy się w tym miejscu, co jeszcze tego poranka i od razu zacząłem cicho buczeć. Co ja teraz zrobię? Jak będzie wyglądać reszta mojego życia? To tylko dwa z tysiąca pytań, które przemknęło mi przez głowę w ciągu tych długich trzech minut. Wziąłem dwa głębokie wdechy, zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu i zobaczyłem na wiszącym na ścianie zegarze, że od wypadku minęło siedem godzin i być może rodzice w ogóle nie wiedzą co się stało. Poprosiłem pielęgniarkę o telefon, podyktowałem numer do mamy i z sygnałem w słuchawce czekałem na połączenie. Jak się okazało, o skutku tego wypadku dowiedziała się dopiero ode mnie, bo przez RODO mogła wiedzieć jedynie, że był wypadek i go przeżyłem. Każde dziecko wie, jak na wyobraźnię mamy działa nieodebrany telefon, więc było mi strasznie żal, bo bałem się nawet pomyśleć co przeżywała, kiedy dostała tak szczątkowe informacje.

Domyślam się, że po wyjściu ze szpitala Twoje życie diametralnie się zmieniło.
— I tak i nie. Z jednej strony faktycznie od teraz problemem zaczęły być czynności, które nigdy bym o to nie posądzał, z drugiej strony te same czynności motywowały mnie do kombinowania. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem pierwszą osobą po amputacji i wszelkie wskazówki na temat różnych rozwiązań mógłbym znaleźć na internetowych forach, na YouTube itd., ale nie chcąc sobie spoilować i psuć frajdy z rozgrywki na wyższym poziomie trudności, nie zajrzałem pod żaden link, który ze szczerej troski dostałem od znajomych na messengerze, bo chciałem dojść do rozwiązań problemów samodzielnie. Trudno opisać radość dorosłego faceta, który rozwiązał zagadkę jednorękiego wycierania pleców, ale podejrzewam, że podobna radość ogarnęła Archimedes, gdy wykrzyknął swoje "Eureka!".

Jak dajesz sobie radę bez ręki? Co sprawia Ci najwięcej trudności w codziennym funkcjonowaniu?
— Przede wszystkim te czynności, które wymagają zaangażowania obu rąk. Jednoręczne zadania wykonuję akurat lewą, bo tak się składa, że ta jest bliżej noża, długopisu, szczoteczki do zębów, czy klawiatury - tak staram się oszukiwać umysł, żeby nie było smutnej niespodzianki, gdy spróbuję np. sięgnąć po mysz komputerową, natomiast chyba największym ciosem było zorientowanie się, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od posiadania dwóch współpracujących ze sobą kończyn. Weźmy na przykład taką jazdę rowerem. Jasne, niejeden z nas potrafi jeździć trzymając jedną ręką za kierownicę, ba, nieodzownym elementem presji otoczenia było opanowanie jazdy "bez trzymanki" za Kajtka, ale wystarczy przypomnieć sobie o krawężniku i już z marzeniami o jeździe rowerem spadam na ziemię zanim posadzę dupę na siodełku.

Szansą na odzyskanie części dawnej sprawności jest zakup specjalistycznej protezy. W Węgorzewie została uruchomiona zbiórka pieniędzy pod patronatem Mazurskiej Fundacji Edukacyjnej Bonus Pastor, a na specjalnej facebookowej grupie (Pomagam bo Lubię – Licytacje dla Wojtka Wasilewskiego) odbywają się licytacje, z których dochód przeznaczony będzie na protezę. To duże wsparcie? Jak idzie zbiórka?
— Jestem w ciężkim szoku, do jakich rozmiarów urosła cała akcja. Dziesiątki aukcji, setki licytujących i tysiące darczyńców z całego świata zebrało się pod tym jednym linkiem na fejsie, żeby mi pomóc. Są to osoby z mojego najbliższego otoczenia, są to osoby, z którymi na przestrzeni lat gdzieś urwał się kontakt, są to osoby, które spotkałem w swoim życiu tylko raz, a nawet są to osoby, których nigdy w życiu nie widziałem, a mimo to nie podejrzewałbym, że nie pozostaną obojętni i robią co mogą, żeby przybliżyć mnie do tego celu. Codziennie śledzę rosnącą w zatrważającym tempie liczbę członków grupy, przedmioty i usługi, które wystawiają i kwoty jakie pojawiają się w komentarzach i łzy same cisną się na oczy, bo żadne słowa nie przychodzą mi do głowy, które mogłyby chociaż w połowie wyrazić moją wdzięczność i podziw. Dziękuję z całego serca organizatorom tego przedsięwzięcia, wszystkim licytatorom, darczyńcom, a także tym, którzy po prostu niosą nowinę w świat, bo bez Was ten pułap byłby nieosiągalny. Wiem, że to największa i najszybsza zbiórka w historii fundacji, być może nawet w historii Węgorzewa i serce moje wypełnia niezmierzona radość z tego, że teraz, kiedy może się wydawać, że słowa Niemena wydają się dzisiaj bardziej aktualne niż kiedykolwiek, to ja nie tyle wierzę, co wiem, że ludzi dobrej woli jest więcej i że dopóki pozostaniemy w większości, to będziemy w stanie przezwyciężyć wszystko.

Załóżmy, że masz już protezę, co dalej? Jak ona działa? Ile czasu potrzeba do w miarę normalnego funkcjonowania z nową "ręką"?
— Nie jestem w tej dziedzinie ekspertem, ale co do zasady, ta proteza w największym skrócie pełnić będzie funkcję narzędzia rehabilitacyjnego. Poczynając od najbardziej oczywistego zadania, czyli wyrównania ciężaru ciała po obu stronach kręgosłupa, proteza będzie pobudzać do pracy mięśnie prawego ramienia, barku, łopatki i mięśnia piersiowego, a także mózg, który będzie uczył się ruchu mechanicznej dłoni za pośrednictwem skurczów bicepsu (zamknięcie dłoni) i tricepsu (otwarcie). Naukę wykorzystywania tych ruchów, jak również innych czynności z nią związanych (np. zakładanie i ściąganie jej) uczyć się można podczas specjalistycznych sesji rehabilitacyjnych, które ze względu na najwyższy poziom, najprawdopodobniej odbyć będę chciał w Poznaniu.

Z zamiłowania jesteś konferansjerem. Prowadziłeś wiele imprez rozrywkowych, ale też charytatywnych. Śmiało można Cię nazwać duszą towarzystwa. Jak to będzie wyglądało teraz? Zamierzasz wrócić do swoich pasji i nadal działać?
— Wciąż mam czym trzymać mikrofon, także dlaczego nie? :)

Kto wspiera Cię w tym trudnym czasie?
— Oczywiście rodzice i rodzina, nie wyobrażam sobie przejścia przez pierwsze tygodnie bez nich - byli ze mną od pierwszego dnia, teraz staram się udowodnić im, że daję radę coraz więcej rzeczy robić samodzielnie. Drugim filarem mojego wsparcia są friendsi - moi najbliżsi przyjaciele, którzy bezinteresownie dołożyli sobie drugi etat, by kompleksowo zająć się moją sprawą. Od strony prawnej, przez umawianie spotkań ze specjalistami, po przyjęcie pod swój dach na czas gojenia rany, dbają o to, bym mógł że wspomnianym przez ciebie spokojem przeżywać kolejne dni. Nie mogę nie wspomnieć o moich bliskich z Torunia, którzy stale wyciągają mnie na pogaduchy, żeby nawet na chwilę nie doskwierała mi samotność. Dużo żartujemy, zadają mi dużo pytań jak to jest, co czuję, czy mój umysł wciąż ogarnia gdzie jest moja prawa ręka, a ja z dumą osoby doskonale poinformowanej przybliżam im ten nietuzinkowy świat. Duże wsparcie przyszło także ze strony firmy w której pracuję i kolegów i koleżanek z pracy. To dzięki nim mogłem podjąć leczenie w Warszawie, tam zapewnili mi mieszkanie i co najważniejsze - cierpliwie czekają na mnie i mój powrót do roboty, co bardzo optymistycznie nastawia mnie do powrotu do normalnego funkcjonowania. Jednak największy ciężar na swoje barki przyjęła moja dziewczyna. Magda pomimo natłoku własnych obowiązków, obrony pracy magisterskiej w przyszłym tygodniu, rzuciła to wszystko i ruszyła pierwszym pociągiem do Krakowa, żeby pomagać mi na każdym kroku. Była pierwszą osobą którą widziałem rano i ostatnią, którą widziałem wieczorem. Tylko jej pozwalałem wejść ze mną do łazienki, ona pomagała mi się umyć, pytała czy niczego mi nie brakuje i po dziś dzień jest ze mną, mimo iż często zapominam jej mówić jak bardzo jest to dla mnie ważne, tym bardziej, że być może to ona wyrwała mnie z rąk depresji zaledwie jednym wypowiedzianym przez telefon zdaniem, ale to już niech będzie nasza tajemnica.

Wiele osób po takich przejściach inaczej patrzy na świat, przewartościowuje swoje życie. Powiedz co się zmieniło u Ciebie?

— Chciałbym powiedzieć, że poza oczywistą kwestią, nie zmieniło się nic, ale to nie jest prawda. Staram się częściej okazywać wdzięczność za wszystko co mi się zdarzyło w życiu, bo niestety nie wszyscy mieli tyle szczęścia co ja. Życie bez ręki to nie rurki z kremem, ale wciąż uważam, że ten wypadek mógł się skończyć na tysiąc gorszych sposobów i choć to totalny banał, to "mogło być gorzej". Staram się spędzać jak najwięcej czasu z bliskimi i otwierać się na nowych, bo sama akcja "Pomagam bo lubię" jednoznacznie pokazuje, że największą wartością w życiu są ludzie i pomimo mojej niepełnosprawności, traktują mnie tak samo jak swojego, bez zbędnego chuchania i głaskania po głowie. Wydaje mi się, że najlepiej podsumował to mój serdeczny przyjaciel Marcin stając w progu mieszkania na znak końca odwiedzin i klepiąc mnie po czole powiedział, że "Cały Wojtek jest tu. Nie ważne ile ma rąk i nóg."

Dziękuję Ci serdecznie za rozmowę i trzymam kciuki za szybki powrót do sprawności.
— Cała przyjemność po mojej stronie.

(Rozmawiała: Monika Kacprzak)




Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. i jeszcze #2595919 | 212.244.*.* 6 paź 2018 18:50

    Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. Kto to jest pani Alicja Rymszewicz ? Czy ktoś mi wyjaśni bo wszędzie jej pełno teraz al strach na strony Węgorzewa wchodzić bo wyskakuje jak kiedyś Doda z lodówki. Co to za pani i czym się zajmuje? Bo wydaje się wszechwiedząca i zarządzająca wszystkim w Wegorzewie.

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5