CZYTELNICY LISTY PISZĄ: „Paranoja” nad jeziorem Dobskim

2018-08-25 10:00:00(ost. akt: 2018-08-24 12:35:20)
Zdjęcie jest jedynie ilustracją do treści

Zdjęcie jest jedynie ilustracją do treści

Wraca sprawa „dzikich” biwakowiczów znad jeziora Dobskiego. Jedna z naszych Czytelniczek apeluje nie tylko o to aby respektować prawo, ale by wręcz pozbyć się dzikiego „obozowiska dla turystów z Kętrzyna”.
Przypomnijmy, jeden z Czytelników Węgorzewskiego Tygodnia przemierzając Krainę Wielkich Jezior Mazurskich zawitał nad Jezioro Dobskie. Była to jednak wizyta o wątpliwej przyjemności. Swoimi przemyśleniami postanowił on podzielić się z innymi Czytelnikami.
— Zaczynając od plaży w miejscowości Radzieje wzdłuż jeziora na odcinku około pół kilometra ciągnie się jedno duże obozowisko z przyczep kempingowych, namiotów, samochodów zaparkowanych przy samej linii brzegowej — opisał, zaznaczając, że ludzie po prostu śmiecą, nie mówiąc o zanieczyszczaniu odchodami tego urokliwego zakątka regionu.

Węgorzewscy strażnicy miejscy przyznali, że autor listu ma rację. Problem stanowią tereny należące niegdyś do Agencji Nieruchomości Rolnych w Kętrzynie a obecnie KROW Olsztyn. Jest to brzeg Jeziora Dobskiego ogólnie dostępny, ale jednak wyłączony z władania gminy, ponieważ ma swego właściciela. Jego zabiegi, by „przepędzić” nieproszonych „gości” jednak na nic się nie zdają. Z obserwacji strażników wynika, że „biwakujący” tam ludzie twierdzą, że śmieci wywożą do domów. Natomiast załatwiają się w krzakach i zmywają sztućce w jeziorze. W sprawie zanieczyszczania brzegów jeziora otrzymaliśmy kolejny list.

— Czytelnik podpisujący się jako „Turysta” poruszył problem, do którego odniósł się Komendant Straży Miejskiej w Węgorzewie przyznając, że problem takowy istnieje, ale z treści artykułu wynika, że tak właściwie nie da się nic z tym zrobić — stwierdziła autorka listu. — Otóż owszem, biwakujący tam są nielegalnie, ale nie można ich ukarać, bo ktoś ukradł tabliczki z napisem „Zakaz biwakowania”. Jeszcze śmieszniejsze jest stwierdzenie, że przebywający tam ludzie tłumaczą się nie wiedzą kto jest właścicielem tego terenu, a mimo to postanowili tam rozbić biwak. Z tego co mi wiadomo to w Polsce na biwakowanie trzeba mieć zgodę właściciela terenu. Czyli ludzie ci sami przyznają, że popełniają wykroczenie, gdyż żadnej zgody mieć nie mogą. I nawet w tym przypadku Straż Miejska jest bezsilna. Toż to jakaś paranoja, wystarczy ukraść tabliczki i można robić co się chce, sterty śmieci nad jeziorem nadal będą rosnąć, ale nikt nikogo za rękę przecież nie złapał.

Czytelniczka zwróciła też uwagę na biwakowiczów na plaży w Radziejach.
— Przecież ci ludzie siedzą tam prawie pół roku, a nie ma tam do tego warunków — pisze rozżalona kobieta. — Teraz jest 11, ale może w przyszłym roku zechcą sobie ustawić 30 przyczep. I co, też im na to pozwolą? Przecież to jest teren chroniony, Jezioro Dobskie jest rezerwatem przyrody. A według Straży Miejskiej wszystko jest ok. Skoro Straż Miejska kontroluje prywatne domy w jaki sposób opróżniają szamba i czy mają na to potwierdzenia to może niech się zainteresuje w jaki sposób ci ludzie przez pół roku pozbywają się swoich ścieków. Rozumiem, że w tym toy-toyu robią też pranie, zmywają naczynia i sami się myją. Ale tu też nikt za rękę nie złapie, więc nie ma problemu. Zostawmy to miejsce jako ogólnodostępną plażę, a nie jako prywatne obozowisko dla turystów z Kętrzyna — kwituje autorka listu do redakcji.
(raz)

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5