Teraz żyje dla siebie i tego co kocham – malarstwa

2016-12-18 17:00:00(ost. akt: 2016-12-18 17:38:31)

Autor zdjęcia: mm

Danuta Gajor to osoba, która odnalazła w swojej pasji swoje prawdziwe "Ja". Spod jej rąk wychodzą wspaniałe obrazy. Mówi, że jest osobą aktywną i nie potrafi się nudzić. O swoim malarstwie opowiada z pasją lecz podkreśla, że nie jest artystką, a hobbystką.
Danuta Gajor wychowała się w małej miejscowości Wesołowo nad jeziorem Oświn. Widok, który rozpościerał się z okien jej rodzinnego domu został uwieczniony na dwóch obrazach, które witają gości na pamiątkowej sztaludze. Dom malarki pulsuje barwami i pięknem. Wyczuwa się w nim spokój i pasję.
— Pochodzę stąd — rozpoczyna opowieść Danuta Gajor. — 20 lat krążyłam wokół Węgorzewa. Po skończeniu liceum poznałam męża i wyprowadziliśmy się do Pozezdrza gdzie dostałam pracę w Urzędzie Gminy. Tam mieliśmy zostać na chwilę, ale ta chwila trwała 20 lat. W tej chwili już 20 lat mieszkamy w Węgorzewie. Maluje od listopada 2009 roku.

Przez ten prezent prawie się pokłóciliśmy

Ukryte talenty zawsze potrzebują, kogoś kto je odkryje. Pani Danucie pomógł w tym mąż, który chciał znaleźć żonie zajęcie będące odskocznią od pracy i samotnych wieczorów, które spędzała gdy mąż wyjeżdżał.

— Pamiętam jak przywiozłem żonie sztalugę i farby — wspomina Stanisław Gajor.— Chciałem podarować ją na święta, ale to był październik. Stwierdziłem, że nie mam gdzie tego schować, a po za tym nie byliśmy już dziećmi, więc dałem jej bez okazji.
— Przez ten prezent prawie się pokłóciliśmy — dodaje pani Danuta. — Mówiłam mu: Ty chyba zwariowałeś! Gdzie to postawisz, szkoda pieniędzy bo nam się nie przyda. A mąż tłumaczył się, że to wszystko przez Wieśka, mojego brata bo mu podpowiedział, że kiedyś ładnie malowałam.
Prezent okazał się strzałem w dziesiątkę. Rozpoczął się nowy etap w życiu państwa Gajorów.

— Na początku kupiłam kredki i nieśmiało zaczęłam malować — opowiada artystka. — Bałam się otworzyć profesjonalne farby, pomazać płótna. Było mi tego szkoda, bałam się że to zmarnuje. Pomyślałam, że spróbuję kredkami by sprawdzić czy w ogóle mam o tym jakieś pojęcie. Stasiek podglądał te moje kredkowe rysunki i mówił: Ty, naprawdę coś w tym jest.

Zamiłowanie do malowania było we mnie od zawsze
Pasja do malarstwa- choć nie odkryta- zawsze istniała w duszy pani Danuty. Wspomina, że pasjonowały ją wystawy, galerie. Oglądała relację telewizyjne z wernisaży i co roku przyjeżdżała na Jarmark Folkloru w Węgorzewie by podziwiać ludową sztukę.

— Zamiłowanie do malowania było we mnie od zawsze tylko nie byłam tego świadoma — opowiada malarka. — Całe życie, jak jeździłam trasą Węgorzewo-Pozezdrze patrzyłam na sosnę, która rośnie na poligonie. Na początku była piękna rozłożysta, później uderzył w nią piorun i stała taka biedna, połamana, a ja zawsze mówiłam, że chciałabym tą sosnę namalować, pomimo, że nigdy tego nie robiłam. Właściwie nie wiem skąd mi to przyszło do głowy.

Pamiętna sosna do dziś nie doczekała się obrazu. Artystka traktuje ją jak coś wyjątkowego na co jeszcze nie przyszedł czas.
— Do dziś patrzę na tę sosnę ale nie zdecydowałam się jeszcze jej namalować — dodaje pani Danuta.— Czuje że musi nadejść odpowiedni moment, chyba po prostu muszę do tego dojrzeć. Myślę że gdyby nie ten prezent nigdy bym nie zaczęła malować. Nie wiem jak by potoczyło się moje życie i co bym robiła. Moje malarstwo stało się terapią i lekarstwem na stres. Odskocznią od pracy i szarej codzienności.

Jak Kłusy z "Ranczo"
Malarstwo pochłonęło w pełni małżeństwo. W tej chwili pani Danuta maluje, a maż ją wspiera i tworzy stojaki pod obrazy, dla których zabrakło już miejsca na ścianach. Pomimo, że sam nie dotyka pędzla zna się na farbach oraz narzędziach malarskich. Wspólnie tworzą zgrany duet.

— Mąż ciągle minie dopinguje, nawet zwalnia mnie z obowiązków domowych mówi: tylko idź maluj, a ja to zrobię — opowiada pani Danuta.— I wtedy już nie chcę malować. Nie lubię jak ktoś mnie zmusza lub coś mi narzuca. Jak powstanie jeden obraz wiem już, że będą kolejne. Maluje seriami. Stając pod sztalugą wiem co będę malować. Gdy mam wenę w pełni pochłania mnie malarstwo. Nie chce mi się jeść, pić, potrafię przez parę godzin malować. Nie czuję zmęczenia, nic mnie nie boli. Czuję, że robię co co kocham.
— Angażuje się w pełni jak Kłusy w "Ranczo— śmieje się pan Stanisław.

Pierwsza wystawa w Pozezdrzu
Wena jest bardzo kapryśna i charakterna. Czasami odchodzi na długo pozostawiając artystę w rozpaczy jednak pani Danuta znalazła na nią sposób: czas.
— Często zdarzają się momenty gdy nie mam weny— kontynuuje malarka. — Kończę malować obraz i wydaje mi się, że już nigdy nic nie namaluje, jestem pusta, brakuje mi pomysłu. Ten okres czasami trwa miesiąc, innym razem dwa. W tym czasie siadam do sztalugi i nic mi nie wychodzi więc ostatecznie rezygnuje. Szkoda mi mojego czasu, farb. Muszę mieć wenę, czuć to, by malować. Jak myślę, że wena wróciła próbuje. Po długim czasie jest ciężko namalować obraz, który od razu by mnie zadowolił. Jak mi się nie podoba to biorę go pod wannę i zmywam bo wiem, że jeszcze nie pora. I czekam dalej.

Prace Pani Danuty mogliśmy podziwiać na wystawach w Gminnym Ośrodku Kultury w Pozezdrzu, a także w Miejsko- Gminnej Bibliotece Publicznej w Węgorzewie. Każda tego typu wystawa była ogromnym przeżyciem dla artystki i wszystkich członków rodziny.
— Na pierwsza wystawę namówiła mnie Agnieszka Saczek, ówczesna Dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Pozezdrzu — wspomina pani Danuta.— Ludzie znali mnie jako urzędniczkę, poważną osobę, a teraz miałam publicznie pokazać swoje prace. Bałam się, że się ośmieszę, ale wyszło rewelacyjnie. Spotkałam się z bardzo ciepłymi opiniami od tego czasu nabrałam dużo odwagi i pewności siebie.

Teraz żyje dla siebie
Małżeństwo Gajorów żyje pełnią życia. Uśmiechają się szczerze i opowiadają o swoich przeżyciach i pasjach.
— To dla mnie najpiękniejszy okres życia — podsumowuje malarka. — Pomimo, że się starzeje to i tak uważam, że teraz żyje w pełni. Biorę chwilę taką jaka jest. Jesteśmy spełnieni, mamy odchowane, cudowne dzieci, wnuki, dom. Nic nam więcej nie potrzeba. Możemy się realizować, żyć dla siebie. Nikt nic nam nie każe, żyjemy jak chcemy i czujemy się wolni. Nie odliczamy godzin, dni, dla nas każdy dzień to niedziela. Nie stresujemy się pracą. Teraz żyje dla siebie i tego co kocham – malarstwa.

Pan Stanisław mówi, że cieszy go, że żona poświęca się malarstwu, lubi oglądać jej dzieła. Pani Danuta podkreśla, że nie jest artystką tylko hobbystką. Osobiście twierdzę, że oboje mają artystyczne dusze, a pani Danuta w szczególności zasłużyła na miano artystki.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5