Bajka o rybaku i zgniłej rybce

2016-09-04 19:28:11(ost. akt: 2016-09-04 19:37:02)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Kecil na Morzu Południowochińskim to mająca zaledwie 15 km kwadratowych malownicza wyspa, gotowa rozkochać w sobie podróżników jak i pogrzebać ich na wieki. Rajskie widoki niezrównanych plaż, podstępna, dzika dżungla porastająca wnętrze wyspy to pierwsze słowa, jakie przywodzi na myśl widok po zejściu na ląd.
Był taki okres w moim życiu, w którym namiętnie oddawałem się malarstwu. Z czasem marzenia o byciu artystą malarzem gdzieś się rozpierzchły ale do dziś pozostała mi niezliczona ilość barw w głowie, którymi nazywam widzianą rzeczywistość. Wyobraźcie sobie teraz lagunę, która oprócz filmowego błękitu kryje w sobie wszystkie możliwe odcienie zieleni, cyjanu, kobaltu, lapis-lazuli, szafiru czy grynszpanu. A pośrodku zatoczki przycumowana jedna łódź. Nasza.

Czuliśmy się jak bohaterowie hollywoodzkiej megaprodukcji, w której ja wcielałem się w postać przystojnego Christophera Atkinsa a Ewelina promieniowała krystalicznie białym uśmiechem Brooke Shields. Nasza rajska wyspa, z położoną z boku osamotnioną, dziką, bezludną plażą. Na tej plaży właśnie zapisałem kilka ciekawych historii do naszego podróżniczego bloga. Chcąc podzielić się tymi historiami ze światem, ruszamy na drugą stronę wyspy, gdzie jak wiemy można złapać wifi. I wszystko byłoby okej, ale mając wrodzone zdolności do poszukiwania tarapatów, postanowiliśmy iść nie w poprzek wyspy, łatwą do przejścia ścieżką, ale wzdłuż linii brzegowej.

Matko Boska i wszyscy święci, nikt, kto wyruszył w taki spacer w kąpielówkach, boso, bez wody, a jedynie z laptopem pod pachą, nie skreśli czyhających wrażeń jakie czekają zagubionych w dżungli mieszczuchów tuż przed zapadnięciem nocy. Zgubiliśmy się w gęstej dżungli, nie mając pojęcia w którą ruszyć stronę, jak daleko odeszliśmy od jakichkolwiek oznak cywilizacji, skąd wezwać pomoc. Po zachodzie słońca, noc w Malezji zapada w ułamkach sekund, więc droga, w którą z uśmiechem na ustach ruszyliśmy w połowie dnia, kilka godzin później była już dla nas desperackim wyścigiem z czasem. Myślałem, że słońce urwało się z nieba i spadło na nas, rozlewając się niczym rozbite jajko.

Słychać było, jak wśród wyschniętych traw biegają jaszczurki. Z jakąś mroczną cierpliwością zdawaliśmy się wyglądać czegoś, co nigdzie się nie objawiało. Aby oszukać zmęczenie i głód, skupiałem się na spoconych plecach Eweliny, na tym, jak kołyszą się jej pośladki, na jej miarowym kroku, na każdym stąpnięciu, które zdawało się deptać złe duchy. Miała na sobie japonki. Ja przestałem liczyć ile razy nadepnąłem na raniące moje bosy stopy ostre krawędzie kamieni. Zapamiętałem ten wieczór jako nierówną walkę człowieka z przyrodą, zaciekłą walkę z własnymi lękami, odwieczną walkę dnia z nocą.

Był to sprawdzian naszych umiejętności przetrwania, radzenia sobie ze stresem, z sytuacją kryzysową. Gdy poznałem obecną żonę, pewnego dnia, przypadkiem wpadło mi w rękę jej CV. Wśród rozlicznych umiejętności zapamiętałem jedną. Umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Ta maleńka piękna wyspa, była tego potwierdzeniem. Zdumiewającą siłą z jaką próbowała sforsować kolejne nie dające się obejść, przeskoczyć, czy pokonać w jakikolwiek inny sposób olbrzymie głazy naniesione przez tsunami - zachwycała mnie dodając jednocześnie odwagi i wiary, że wyjdziemy z tej przygody do cna wyczerpani, poranieni, pokąsani przez owady ale w jednym kawałku.

Strach. Pragnienie. Ból. Dezorientacja. Wszystko to nagle było niczym w porównaniu do miłości, którą odczułem każdą molekułą mojego ciała. Sponiewierany przez dziką, nieustępliwą dżunglę, poczułem, że jeśli wyjdziemy z tego oboje, pewnego dnia ta nieustraszona blond piękność zostanie moją żoną. Uratował nas poczciwy starzec z maleńkiej rybackiej wioski, którego łodzią w zapadających ciemnościach dopłynęliśmy do „naszej”plaży. Gdy odwróciłem głowę, ujrzałem czarną ścianę lasu, przez którą udało nam się przedrzeć. W powietrzu czuć było zapach gnijących na brzegu ryb.
(Marcin Urzędowski)



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5